Wiedzieliśmy, że będzie zawierucha, ale nie przewidzieliśmy, że nadejdzie dzień wcześniej”, przyznał meteorolog Tim Morrin. W istocie tempo i siła zamieci śnieżniej kompletnie zaskoczyła Tima, jego kolegów, a nawet wykorzystywane do prognozy pogody komputery. Blizzard szalał na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych z prędkością wiatru do 70 kilometrów na godzinę, zasypując niektóre obszary prawie jednometrową warstwą śniegu. Najbardziej ucierpiała południowa część Północnej Karoliny. W Raleigh od dziesięcioleci nie widziano takiego śniegu. Śnieżne zamiecie skłoniły gubernatorów Północnej Karoliny, Wirginii i Maryland do ogłoszenia stanu zagrożenia. W dzień po śnieżnej burzy większość urzędów w Waszyngtonie była nadal zamknięta. Podatników kosztowało to 120 milionów dolarów. Ku uciesze dzieci w dotkniętych żywiołem stanach wschodniego wybrzeża zamknięto również szkoły. Zawierucha nie oszczędziła także ulic i autostrad. Pługi nie nadążały, bo w niektórych miejscach śnieg nie przestawał padać. „Po świeżo odśnieżonych miejscach wkrótce nie było śladu”, powiedział John Dalrymple, urzędnik gminy w stanie New Jersey. Niektórzy kierowcy samochodów osobowych i ciężarowych utknęli na autostradach. Trzeba ich było ratować. Doszło do wielu, w tym także poważnych wypadków. W okolicach Pollockville w Północnek Karolinie przewróciła się cysterna z łatwopalnym, trującym metanolem. Cały rejon zamknięto, a do akcji włączona specjalną jednostkę piechoty morskiej z pobliskiej bazy lotniczej Cherry Point. Zamknięto wiele lotnisk, odwołano w sumie ponad 1000 lotów. Ucierpiał na tym sam kandydat na prezydenta Alan Keys. Planował on lecieć do New Hampshire, gdzie w przyszłym tygodniu odbędzie się pierwsza runda zasadniczych wyborów. Niestety utknął na lotnisku w Detroit. Setki tysięcy ludzi nie miało prądu. W Północnej i Południowej Karolinie zginęło, co najmniej pięć osób, w Massachusetts zginęła jedna dziewczyna. „To może być zamieć stulecia”, stwierdził Ray Burke, kierownik brygady odśnieżającej autostrady w stanie Vermont. Prezydent Bill Clinton obiecał przeznaczyć miliony dolarów na doraźną pomoc dla biednych rodzin, których nie stać na ogrzewanie domów. Duża podwyżka cen ropy dotknęła wiele ubogich rodzin. Niektóre z nich stanęły przed trudnym wyborem: jeść czy ogrzewać mieszkanie. Z kolei w narciarskich rejonach Nowej Anglii śnieg, którego tej zimy było tu do tej pory jak na lekarstwo, był powodem do radości. „To prawdopodobnie uratuje ten sezon narciarski”, powiedziała rzeczniczka rady miejskiej Stratton Mountain w stanie Vermont. Ale byli i tacy, którzy starali się spojrzeć na sytuację pozytywnie i nie robić z niej tragedii. Na przykład Peter Nassar z Bryn Mawr mimo hałd śniegu nie zrezygnował z czterokilometrowego spaceru do najbliższej skrzynki pocztowej, żeby wrzucić urodzinową kartkę dla ojca. „Pogoda zmusza nas wszystkich do wyluzowanie się”, powiedział. W dzień po potężnej zamieci w USA, która pokryła grubą warstwą śniegu duża cześć wschodniego wybrzeża Ameryki, nadal panował chaos. We wtorek duże lotniska regionu, np. w Nowym Jorku, Bostonie czy Waszyngtonie, potrzebowały czasu, aby praca stopniowo wracała do normy. Jednak o terminowym rozkładzie lotów nie było mowy. Prace porządkowe na lotniskach i głównych arteriach komunikacyjnych wzdłuż wschodniego wybrzeża oraz w stolicach ciągnęły się raczej ślamazarnie. Tysiące podróżnych musiało spędzić kolejną noc na lotnisku albo w pobliskich hotelach. Według relacji mediów tylko na wschodnim wybrzeżu z powodu śniegu odwołano ponad 1500 lotów, czyli około połowy wszystkich połączeń lotniczych w ciągu doby. Blizzard, jeden z najsilniejszych w tym stuleciu, pochłonął co najmniej 50 istnień ludzkich. W Bostonie i w Waszyngtonie była to największa zimowa burza od końca lat siedemdziesiątych, z opadami śniegu do 70 centymetrów w ciągu doby i zaspami do dwóch metrów. Urzędnicy rządowi oraz miliony uczniów Waszyngtonie i innych miejscowościach musieli znowu pozostać w domu. Po tym jak w poniedziałek nowojorska giełda podjęła tylko trzygodzinny konieczny dyżur, po raz kolejny zapowiedziano opóźnienie. Tak jak wskutek groźnej zamieci w marcu 1993 roku, obserwatorzy blizzarda liczą się i teraz z jego negatywnym wpływem na amerykański wzrost gospodarczy w pierwszym kwartale tego roku. Conference Board w Nowym Jorku, instytucja prywatnego sektora gospodarki, prognozuje realny wzrost poniżej jednego procenta w okresie od stycznie do marca 1996. We wtorkowa noc silny wiatr spowodował spadek temperatury znacznie poniżej zera nawet na słonecznej Florydzie. Hodowcy owoców cytrusowych zadrżeli w obawie o tegoroczne zbiory. Jeśli tęgi mróz się utrzyma, straty w uprawach owoców cytrusowych i warzyw, a także w hodowli kwiatów mogą wynieść do trzech miliardów dolarów. Rury grzewcze w szklarniach już częściowo zamarzły. Także we wtorek większość nieustannie informowanych o warunkach pogodowych oraz sytuacji w ruchu drogowym ludzi pozostało w domach. Media wielokrotnie wzywały właścicieli prywatnych samochodów z napędem na cztery koła do transportowania lekarzy i innego personelu z i do szpitali. W ośmiu stanach ogłoszono stan wyjątkowy. W Pensylwanii zamknięto 47 dróg dla prywatnego ruchu drogowego. Na szczęście blizzardy takie jak w USA na razie oszczędziły Niemcy, ale przynajmniej najstarsi czytelnicy z pewnością dobrze pamiętają chaos, jaki spowodowały opady śniegu w ostatnich dniach grudnia 1978 roku. Zaczęło się od gwałtownej bożonarodzeniowej odwilży, która w kilka dni stopiła okazałą, przykrywającą cały kraj biel aż po wysokie partie Alp. Nagle w środku zimy przyszła wiosna, temperatura sięgała dwunastu stopni. A potem nadszedł z niesamowitą siłą ojczulek mróz: w ostatnich trzech dniach tego obfitującego w śnieg roku, najpierw nad północnymi Niemcami, uformował się największy w XX wieku front śniegu i lodu. Do wieczora temperatura w Szlezwigu-Holsztynie spadła poniżej zera. Jednocześnie zarwał się porywisty, północno- wschodni wiatr, który w nocy przeszedł w lodowatą zawieruchę. Z wyższych, łagodniejszych warstw powietrza spadł silny deszcz. Na powierzchni ziemi deszcz błyskawicznie zamarzał i zamieniał ulice w gładkie niczym lustro ślizgawki. Po południu 29 grudnia lodowy front przesunął się na wysokość Berlina i Bremy. Północne Niemcy stały się obszarem klęski żywiołowej: z powodu zamarzniętych zwrotnic kolej prawie stanęła, Bundeswehra wysłała na ulice czołgi w celu ściągania unieruchomionych samochodów, wiele miejscowości zostało odciętych od świata. Częściowo zawiodły nawet dostawy prądu, a życiu publicznemu groził całkowity paraliż. W dodatku utrzymująca się północno wschodnia zamieć przyniosła masy wielkiej wody w nadbałtyckich miastach Eckernfőrde, Kilonii i Lubece. Mimo całodobowej akcji służb ratowniczych wielu ludzi zamarzło w ogromnych zaspach śniegu lub w konfrontacji z lodowatą wichurą. Niektóre ofiary znaleziono dopiero wiele tygodni później, kiedy uwolnił je topniejący śnieg. W Nowy Rok we wczesnych godzinach rannych zimny front dotarł także do południowo-zachodnich Niemiec i Alp, gdzie zaczął wreszcie ustępować.